poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 3

                                                                               Bella 
Podróż minęła mi spokojnie, bez żadnych zakłóceń. Gdy wreszcie dotarłam na lotnisko w Port Angeles zaczęłam rozglądać się za Charliem. Po chwili go ujrzałam, wcale się nie zmienił. Podeszłam do niego pewnym krokiem.I się przywitałam.
-Cześć tato, miło się widzieć, masz pozdrowienia od Renee,
-Bella?
-Tak, a co?
-Bardzo się zmieniłaś wcale się nie poznaje. Bardzo wyrosłaś i rozjaśniłaś, masz bardzo bladą twarz dobrze się czujesz?
-Tak, po prostu jestem blada.
-A oczy zawsze miałaś brązowe oczy, a teraz są jakby złote.
-Co?!
-Spokojnie to tylko złotych refleksów.
-Nie strasz mnie
-A ty byś się nie wystraszył gdyby twoje oczy zmieniały się z dnia na dzień?
-Chyba masz racje, a włosy na końcach przefarbowałaś?
-Nie a co?
-Są złote-Zaczęłam od razu sprawdzać czy ma racje... , miał moje końcówki były złote.
-Pewnie się rozjaśniły od słońca- odparłam
-Morze masz racje, a...-nie dałam mu dokończyć
-Tato czy ty mnie przesłuchujesz? Czy mam prawo chociaż do adwokata? Bo już czuje się maglowana jak na komisariacie.-Charile się zaśmiał
-Po prostu nie mogę uwierzyć  że tak wyrosłaś i wyładniałaś.
-Dziękuje.
-Idziemy?
-Jasne.
             ~&~&~&~&~&~&~&~&~
Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się że Charlie wyprowadził się i sprzedał stary dom na rzecz willi.
 Była naprawdę piękna, w życiu takiej nie widziałam. Nie mogłam w to uwierzyć, skąd tata miał takie pieniądze? Czy wygrał los na loterii i teraz jest milionerem? Coś mi tu nie pasuje.
-Tato skąd wiozłeś pieniądze na taka wille?
-Bello nie martw się nie wziąłem kredytu, nic z tych rzeczy, to prostu kiedy dowiedziałem się że przyjeżdżasz los się do mnie uśmiechnął, a tą wille oglądałem od dawna zbierając na jej kupno.
-Czyli co wygrałeś los na loterii?
-Coś w tym stylu, a to dzięki tobie.
-Jak to?
-Trzeba było wpisać 8 cyfr ja wybrałem twoją datę urodzenia, a  gdy się spytałaś czy możesz ze mną zamieszkać przypominałaś mi o losowaniu, i tak wygrałem.
-Wow.
-Z tego co otrzymałem kupiłem dom i dwa samochody, oraz urządziłem wnętrze, najbardziej się napracowałem z twoim mieszkankiem, dlatego wynająłem architektów, mam nadzieje że ci się spodoba, a co do reszty pieniędzy część ulokowałem na życie, a resztę przelałem ci na twoje nowe konto.-rzuciłam się tacie na szyje wkuło powtarzając że nie musiał i jak bardzo mu za to dziękuje,
-Nie ma za co Bells.
-Naprawdę nie wiem co powiedzie to jest całkiem jak sen, tak ci dziękuje tato.
-Bello dusisz mię, jesteś naprawdę silna.-od razu złagodziłam uścisk, a Charlie dopowiedział-tego się po tobie nie spodziewałem, coraz bardziej mnie zaskakujesz Bells.-Nie skomentowałam tego w żaden sposób , aż w końcu ruszyliśmy w kierunku drzwi.
-Bello leć no górę drzwi do swojego pokoju, drzwi są oznaczone.A i jeszcze jedno by cię widywać mamy wspólna kuchnie. Leć no leć!-Pędem ruszyłam na górę byłam bardzo ciekawa wyników pracy specjalistów.


Nie zawiodłam się wszystko było duże i przestronne, kiedy nagle natknęłam się na drzwi, na kturych jest przyklejona mała fioletowa karteczka , na której było napisane:

                                                      Droga Bello !
Wiem że nie uważasz się za osobę wybitnie uzdolnioną, a to co chce ci powierzyć nie oznacza że nie musisz dalej trenować, rozmawiałem ostatnio duże z Renee na temat twoich pasji i aspiracji. Dowiedziałem się że nasz muzyczny i taneczny talent,  co nie oznacza że możesz spoczywać na laurach, a gdy przyjdziesz powiedzieć że to przesada proszę nie wypieraj się że tego nie kochasz. Bo to kłamstwo, twoja stara trenerka poleciła mi bym zapisał cię w szkole na profil muzyczno~taneczny bo sama byś tego nie zrobiła. Słyszałam że grywasz a wszystkich znanych mi instrumentach, więc powinienem cie w nie zaopatrzyć, proszę otwórz drzwi.
                                                                                                           Charlie
Moim oczom ukazało się coś niezwykłego ...


 (jest tylko jeden rząd krzeseł)
-Aaaaaaaaa!-zaczęłam piszczeć jak opętana. Naglę zauważyłam kartkę ze strzałką prowadziła na scenę ruszyłam jej śladem i co rusz znajdywałam nowe identycznie oznaczone. Gdy byłam już na scenie zauważyłam że  strzałki skręcają w prawo, a ja ruszyłam drogą uwianą strzałkami. Gdy doszłam już do drzwi znalazła koleją kartkę z liścikiem, a brzmiał on tak:
                                                                  Bello!
Przykro mi że nie ma mię teraz przy tobie, ale bałem się że ogłuchnę, a teraz na ciąg dalszy niespodzianek.  Proszę otwórz drzewi.
                                                                               Charlie
Zobaczyłam coś...przez co dostałam szoku... to była ...sala  taneczna!
-Chalieeeeee!
Nie no on jest nie możliwy! Zauważyłam kolejne drzwi... NO NIE KONIEC!!! SZATNIA?!

Zaczęłam wracać do swojego pokoju. Gdy byłam już na scenie zauważyłam kolejne drzwi... niepewnie do nich podeszłam i je otworzyłam.Dosłownie już nie miałam sił...GARDEROBA AKTORSKA?!
 Charlie przesadził, ale przecież nie mogę na niego nakrzyczeć za to że daje mi drogie prezenty. By pozbyć się natrętnych  myśli postanowiłam wypróbować salę taneczną przebrałam się w szatni, włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć układ z mojej starej szkoły.<klik> Gdy piosenka się skończyła postanowiłam spełnić prośbę Charliego, wróciłam do szatni przebrałam się i jakoś udało mi się zejść na dół. Gdy byłam już w salonie zauważyłam że z tatą siedzi jakiś mężczyzna cała się spięłam bo... wyczułam zapach wampira. Wystraszyłam się i to na poważnie tata nie powinien być z nim sam. Szybko podeszłam do ojca i wtedy go zobaczyłam Carlisle, nareszcie go spotkałam. Na mą twarz wpełzł uśmiech, ale wzrokiem wyraźnie mu pokazałam że musimy porozmawiać.
-Bello to jest...-nie dałam mu dokończyć
-Carlisle Cullen, mąż Esme, adoptowany ojciec Alice, Jaspera, Rosalie, Emmetta i Edwarda. Z zawodu lekarz.-Patrzyli się na mnie oniemiali
-No co? Nie przyjeżdża się bez informacji. Jak byłam z mamą we Włoszech odwiedziłam Volterre, gdzie spotkałam waszych serdecznych przyjaciół -zauważyłam jak doktor Cullen zesztywniał i spiął wszystkie  mięśnie-Volturi, proponowali mi zamieszkanie w ich kraju nie zgodziłam się mówiąc że wyjeżdżam do Forks, gdy się dowiedzieli gdzie jadę pokazali mi wasze zdjęcia i trochę o was opowiedzieli. Zaintrygowana przyśpieszyłam swój przyjazd do tej mieściny.
-Ooo widzę że jesteś...dobrze poinformowana.
-Tak wiem dużo z rożnych dziedzin.A teraz chciała bym zmienić temat, tato prosiłeś mnie o nie spoczywanie na laurach, więc chcesz sprawdzić mój poziom umiejętności śpiewu? Pan Cullen oczywiście też może posłuchać.
-Ja bardzo chętnie- odparł nasz gość
-No to chodźmy-tym razem to był Charlie
~&~&~&~
Gdy dotarliśmy na miejsce tata zaczął rozstawiać sprzęt, a ja w tym czasie ucięłam sobie krótką pogawędkę z doktorkiem.
-Wiesz wszystko?
-Tak
-To dla czego żyjesz? Volturi powinni cię zabić, nie zrozum mnie żle...
-Rozumiem. Nikt, ani nic, nawet ja sama nie mogę sobie zrobić krzywdy. Mam na sobie coś w rodzaju tarczy żadne zagrożenie do mnie nie dociera. By mię dotknąć trzeba nie być dla mnie zagrożeniem.-w tym momencie złapałam go za rękę-niech pan pomyśli o mojej krwi.-widać zrobił to bo odepchnęło go na pół metra-ale jest jeden haczyk ja muszę chcieć tego dotyku.
-Fascynujące, a jesteś odporna mentalnie?
-Tak
-Bello już gotowe możesz śpiewać.-Weszłam do studia i zaczęłam śpiewać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz